Wikingowie w Polsce po raz drugi zjawili się w 2. połowie X stulecia. Stolicą duńskich kupców i wojowników był wówczas gród na Wolinie. Literackim odpryskiem tamtych wydarzeń jest Jómswikingasaga spisana na Islandii w XIII w. Utwór traktuje o bractwie wojowników, którzy zamieszkiwali warowny Jómsborg.
Na początek dam na szybko kilka ciekawostek, jak one zainteresują czytelnika to i resztę postu przeczyta… Słowianie, z czego nie wszyscy zdają sobie sprawę, byli ludem ekspansywnym. Ślady ich osadnictwa znajdowano w różnych krajach. Zasiedlili Grecję (Peloponez), Kretę, Azję Mniejszą, Syrię, Półwysep Iberyjski, Maroko. Liczni Słowianie występowali w Egipcie. Poza tym osady słowiańskie znaleziono w Skandynawii, na wyspach Bornholm i Gotlandii, które były też systematycznie przez nich napadane i łupione, oraz w północnych Włoszech. Ślady osadnictwa w Islandii datuje się mniej więcej na ten sam okres co osadnictwo Germanów skandynawskich. Przypuszcza się że mogli brać udział wspólnie z Norwegami Leifa Ericsona w wyprawach do Grenlandii i do Nowego Świata – czyli Ameryki nazwanej wtedy przez nich Vinlandią. Słowianie, co było rzadkością w średniowieczu, dbali o higienę. Każda wieś posiadała przynajmniej jedną łaźnię. Skandynawowie przejęli od Słowian topór. Nawet nazwa pozostała ta sama taparoex. Berlin, Drezno, Lipsk, Greifswald, Brema, Wolgast, i wiele innych miast niemieckich zostało założonych przez Słowian. Niektóre monety Bolesława Chrobrego miały napisy w cyrylicy. Na monetach Mieszka I, obok będącego w centrum krzyża, znajdują się swastyki, czyli symbole solarne. Słowianie budowali wspaniałe łodzie przystosowane do podróży morskiej. Różniły się one od skandynawskich tym między innymi, że były mniej smukłe, czyli mniej szybkie i mniej zwrotne, ale za to mniej wywrotne i przystosowane do transportu koni (ogółem do łodzi wchodziło 40 ludzi i kilka koni). Na tych łodziach Słowianie łupili Wikingów i Brytów (Piktów, Szkotów, Anglów). Jedną z metod walki na morzu z Wikingami było taranowanie ich długich łodzi – drakkarów, które jako mniejsze i słabszej konstrukcji nie wytrzymywały uderzenia. Systematyczne wyprawy wojenne Ranów na Duńczyków doprowadziły do utraty, uwaga….1/3 części mieszkańców Danii. Nazwy czterech rodzajów statków przejęli Wikingowie. Ich łodzie były budowane przy użyciu gwoździ, które w kontakcie z wodą morską szybko ulegały korozji. Słowianie natomiast używali drewnianych klinów i kołków co bardzo przedłużało ich trwałość. Dzięki Słowianom Germanie południowi (np. Niemcy) zaznajomili się z ogórkami (gurken), a także z czereśnią turecką i brzoskwinią, hodowaną w Polsce już w IX w. Słowianie byli mistrzami w budowie drewnianych mostów. Najdłuższy z nich na jeziorze Teterow (obszar dawnego RFN) liczy 3 metry szerokości i 750 m długości. Germanie przejęli od Słowian słowo gród. Jak nasi Słowianie budowali w VIII czy IX wieku piękne domki z drewna to Germanie spali w gliniankach, Wieleci zbudowali Berlin o ile pamiętam. Jak dowiadujemy się z najnowszych odkryć archeologicznych przeprowadzanych przez polski zespół archeologów na Dalekiej Północy, słowiańscy żeglarze, niewykluczone, że nawet z terenów położonych nad Wisłą, uczestniczyli w wyprawach Wikingów na północny Atlantyk a co więcej brali udział w zasiedlaniu dalekiej Islandii. Potwierdzają to, odkryte w ostatnich latach w Skandynawii ślady typowo słowiańskich chat z IX – X wieku, zupełnie odmiennych od ówczesnej zabudowy miejscowej. Takie chaty znajdują się w Danii, Szwecji, Norwegii oraz właśnie na Islandii. Polscy archeologowie zajmują się badaniami na Islandii od 1999 r., poszukując najstarszych śladów osadnictwa na wyspie. Profesor Urbańczyk prowadził także wiele badań na Lofotach, gdzie odkrył zaginione miasto Wikingów – Vagan, oraz za kręgiem polarnym, na przylądku Norkap. Jak podkreślał, od samego początku badań na wyspie lodu, pojawił się wątek słowiański, bowiem znanym jest faktem, że Słowianie wraz z Wikingami docierali do północnej Norwegii, i na Islandię, i tam też się osiedlali. Nie byli to ani jeńcy ani niewolnicy, bowiem w tradycji Wikingów budowa domów była atrybutem ludzi wolnych. Wikingowie nie tworzyli jeszcze jednorodnego narodu, byli raczej kastą czy grupą zawodowych kupców, żeglarzy i piratów. Nie wiemy też dokładnie jacy Słowianie zatem przystępowali do tej nordyckiej społeczności, choć mówi się o Połabianach. Wikingowie cenili ludzi potrafiących walczyć i budować okręty, ludzi znających się na żeglowaniu Północnym nie byli przez Wikingów odtrącani. A tak miedzy nami to bali się Słowian i nad Bałtykiem południowym nie łupili, co najwyżej siadano w Wolinie i ustalano wspónie kolejną wyprawe „na viking”. A tak między nami to bali się Słowian i nad Bałtykiem południowym nie łupili, co najwyżej siadano w Wolinie i ustalano wspólnie kolejną wyprawę „na viking” SŁOWIAŃSKA ARMIA I SPOSÓB WALKI Już w poprzedzających Mieszka I wiekach rozpoczęło się kształtowanie instytucji drużyny, a wybitny badacz słowiańszczyzny Henryk Łowmiański zauważył, iż „zjawisko drużyny w jego pierwotnej postaci jest znane społeczeństwom przedpaństwowym”. Większość badaczy przyznaje ponadto, iż drużyna była głównym czynnikiem podpierającym władzę książęcą. Trudno więc obronić pogląd, iż utrzymywana w takich warunkach drużyna nie była wprawna w walce i wymagała zewnętrznego czynnika szkoleniowo-organizacyjnego w swoim składzie. Reasumując, wczesne drużyny grodowe znane były plemionom prapolskim od dawna, a przynajmniej od początku X wieku. W wyniku powiększania władzy książęcej mamy do czynienia z drużyną ściśle już państwową, która szczyt swej potęgi datuje od połowy owego wieku. Trzeba też dodać, że o informacje o wojskach Mieszka I i Bolesława I Chrobrego podaje szereg źródeł, ale żadne z nich nie wspomina o obcym jej pochodzeniu, czy importowaniu sposobów walki. Wręcz przeciwnie zawsze podkreślana jest siła władców słowiańskich, czy polskich i ich ludu. Te same źródła mówią o zaopatrywaniu drużyny przez księcia w sprzęt wojskowy, odzież, otaczaniem „opieką socjalną” ich rodzin, rozporządzaniem ich ożenkiem, co dowodzi, iż była to formacja stanowiąca w zasadzie zalążek armii państwowej, a nie najemnicy, którym płaci się za usługę. Czy więc rzeczywiście wcześni książęta polańscy i polscy mogli polegać na tak niezależnym i nietrwałym czynniku, jak opłacani najemnicy? Wybitny archeolog, prowadzący przez dziesiątki lat wykopaliska na Wolinie, były dyrektor Muzeum Narodowego w Szczecinie, znawca tematyki wczesnego średniowiecza prof. Władysław Filipowiak, w wywiadzie z 2000 roku zapytany o rzekomych najemników normańskich w drużynie Mieszka I powiedział: „Już była dyskusja na ten temat i nie ma co więcej dyskutować (…) Jeśli nawet uczestniczyli w niej druzynie inni, to znaczną większość musieli stanowić miejscowi woje i ci decydowali o wszystkim”. Zdecydowanie odrzucił też możliwość udziału najemników wskazując, iż mamy tu do czynienia z „pierwszą armią państwową”. Sztuka wojenna Sławian Prawie wszystkie przekazy pisane mówią o dużych umiejętnościach Słowian w zakresie sztuki wojennej”. Słowiańska technika wojskowa była na tyle zaawansowana i skuteczna, że stanowili oni już w VI w. groźną siłę i prowadzili z powodzeniem walki z Bizancjum (oblegając nawet Konstantynopol), Awarami, czy Frankami. A były to nie tylko walki obronne, ale często i zaczepne, prowadzone na terytorium wroga. Jeden z kronikarzy bizantyjskich zanotował odpowiedź Dauritasa i innych wodzów Słowian naddunajskich gnębiących Bizancjum ok. 578/579 r. do posłów awarskich: „Jeszcze się taki nie urodził i nie pojawił pod słońcem, kto by potrafił ujarzmić nasza potęgę. Myśmy przywykli do tego, aby panować nad cudzymi ziemiami, a nie by kto inny nad naszą; i tego jesteśmy pewni, póki istnieje wojna i miecz.” Wielu spośród średniowiecznych kronikarzy dawało świadectwo swego uznania dla skuteczności wojennej Słowian. Orderyk Vitalis opisał wyprawę króla duńskiego Swena na Anglię z 1069 roku, w której wspomagała go Polska, a także plemiona Luciców (Wieletów), o których wyraził się iż „lud ten był doświadczony w walkach na lądzie i na morzu”. Wojowniczość Słowian podkreślało wielu kronikarzy, jak choćby wtedy, gdy wspominali, że: „ogólnie rzecz biorąc Słowianie są skorzy do zaczepki i gwałtowni i gdyby nie ich niezgoda, wywołana mnogością ich gałęzi i podziałów na szczepy, żaden lud nie zdołał by im sprostać w sile”. Prawdopodobnie Słowianom nieobcy był także szał bitewny, który wywoływany bywał u wielu ludów w bardzo różnych czasach, Takiego szału możemy dopatrywać się w opisie słowiańskiego ataku na Konungahelę autorstwa Snoriego Sturlasona, mówiącego, iż po wydaniu przez księcia Racibora rozkazu do szturmu, jeden z jego wojów samym tylko mieczem lub toporem, nie zważając na draśnięcia i rany, odrzuciwszy nawet tarczę przedarł się do samej bramy zabijając w niej wartowników. Obrońcy zarzucali go gradem pocisków, te jednak chybiały lub nie robiły wrażenia na rozjuszonym wojowniku. Na szczególną uwagę zasługuje rodzima taktyka prowadzenia działań zbrojnych, bowiem plemiona mające stworzyć wczesnośredniowieczną Polskę wyspecjalizowane były w dostosowaniu jej do warunków terenowych panujących na ziemiach polskich, pokrytych gęstą puszczą, rozległymi bagnami i szerokimi rozlewiskami rzek. Wykorzystywano więc ukształtowanie terenu i cieki wodne do budowania głębokich linii fortyfikacyjnych. Charakterystyczna dla Słowian (ale nie tylko, bowiem wykorzystywano ją za czasów panowania Mieszka i Chrobrego podczas budowy wałów) jest technika wznoszenia grodów obronnych, polegająca na usypywaniu potężnych wałów o konstrukcji hakowej i skrzyniowej, zakończonych na szczycie ostrokołem. O umiejętnościach wojennych Słowian i wadze (dla celów obronnych) grodów świadczy przekaz tzw. Geografa Bawarskiego z IX wieku, który wymienia prapolskie plemiona, podając ilość grodów, którymi dysponują. Witold Hensel stwierdził wręcz, iż prapolskie fortyfikacje należały do najpotężniejszych tego typu w ówczesnej Europie. Skandynawia np. na tym tle wypada wyjątkowo mizernie, gdyż tam jeszcze do XIII wieku używano czasami prymitywnych ostrokołów, choć oczywiście nie można zapominać o przykładach skandynawskiego budownictwa warownego, jak choćby potężne obozy wojskowe tzw. grody typu „Trelleborg” wiązane z Haraldem Sinozębym. Wałami otoczone było też Hedeby i Birka, a poza tym całą Jutlandię odcięto od Niemiec potężnym wałem tzw. Danewirke. Podobnie zresztą wysoki poziom reprezentowali Słowianie w technice oblężniczej, gdyż już w walkach z Bizancjum, np. podczas zdobywania Salonik, posługiwali się różnymi machinami oblężniczymi. Gall Anonim pisze o używaniu przez Polaków, wyrzutni wielkich głazów działających na zasadzie łuków – samostrzałów. Znano je także na Rusi. Wiele z tego przejęto właśnie z Bizancjum lub czerpiącego z dorobku rzymskiego zachodu Europy. Krystyna Pieradzka zwróciła uwagę, iż opisy ataku i zdobycia przez Słowian Konungaheli wspominają o miotaniu przez skandynawskich obrońców pocisków wyłącznie ręcznie, podczas gdy Saxo Gramatyk pisze, iż Słowianie broniąc Wołogoszczy w 1178 r. skutecznie używali machin miotających. W tym wypadku mamy jednak do czynienia z przykładem twórczego rozwoju słowiańskiej myśli technicznej, bowiem zgodnie z opisem kronikarza obrońcy „przygotowali nieznane dotychczas machiny”, które z niespotykaną celnością raziły okręty duńskiego króla Kanuta i arcybiskupa Absalona. Także Andrzej Nadolski wskazuje na przekaz Thietmara dotyczący walk pod Niemczą w 1017 roku, mówiący o wykorzystywaniu machin oblężniczych przez wojska piastowskie i choć przekaz ten nie przybliża wyglądu machin to badacz nakazuje szukać analogii w innych krajach europejskich czerpiących z dorobku rzymskiego. Słowianie do perfekcji opanowali także walkę podjazdową, którą wykorzystywali wobec silniejszego przeciwnika. Nawet niemiecki kronikarz Thietmar darzy uznaniem skuteczność słowiańskiej taktyki opisując walki Chrobrego z Niemcami na Śląsku, a wiadomo, iż te same sposoby używali. Słowianie już w VI wieku, bowiem opisywał je bizantyjski cesarz Maurycjusz. Słowianie z powodzeniem łączyli działanie różnych rodzajów broni, jak Bolesław Chrobry, który wykorzystywał współdziałanie konnicy i łuczników, lub wcześniejsze, mieszkowe, mistrzowsko przeprowadzone działanie kombinowane przeciw potężnym ciężkozbrojnym oddziałom Niemców pod Cedynią. z opisów zdobycia Konungaheli wiadomo też, że Słowianie wykorzystywali strzelców wyborowych, osłanianych przez wydzielonych tarczowników i skutecznie rażących wybrane cele. Porównajmy to np. z wojownikami normańskimi, zwanymi wikingami, którzy przygotowani byli do zupełnie innego charakteru zadań bojowych, polegających głównie na szybkich wypadach, podczas których atakowali raczej bezładnie, bez konkretnej taktyki, by równie szybko dokonać odwrotu. KONNICA I FORMACIE PIESZE Około X wieku stopniowo na znaczeniu zyskiwała konnica, po długim okresie decydującej roli formacji pieszych. Nie był to proces swoiście polski, czy słowiański, lecz ogólnoeuropejski, gdyż w tym kierunku ewaluowała taktyka i technika wojskowa. Słowianie natomiast od dawna hodowali konie, oraz ujeżdżali je zarówno do celów transportowych, jak bojowych. Wiadomo, dzięki kronice Prokopa z Cezarei, iż już w latach 536/37 istniały oddziały konnicy w służbie Bizancjum, złożone z Hunów i Słowian. Słowianie sąsiadowali i walczyli ze stepowcami, a jak uczy historia wojskowości, technika w tym zakresie przenika od ludów z którymi toczy się najdłuższe walki Tak więc od ludów koczowniczych Słowianie przejęli strzemiona, a od VII, VIII wieku znali ostrogi z kolcami odgiętymi do środka, następnie przyjęły się strzemiona z kółkami, a od IX w. ze spłaszczonymi końcami ramion. Niektóre ostrogi były bogato zdobione srebrem i złotem, które choć też zapożyczone (tym razem nie od ludów stepowych), produkowane były na miejscu, dawniejsza nauka twierdziła ponadto, że ostrogi znane były Słowianom już od okresu późnolateńskiego. Poza tym Ibrahim ibn Jaqub, uczony i podróżnik żydowski z Kalifatu Kordoby w Hiszpanii, pisał, iż „Prapolacy” wyrabiają siodła i uzdy. W ówczesnej Polsce żyła rodzima rasa koni, podobna do tarpanów, niewielkich, ale bardzo wytrzymałych, podobnie jak konie późniejszych Mongołów. Można znów odwołać się do porównań ze Skandynawami, wykazując zasadnicze różnice. Wiadomo z wielu źródeł, iż tzw. wikingowie używali koni głównie do transportu drogą lądową, natomiast do walki stawali w przygniatającej większości przypadków pieszo. Owi wikingowie, jako piraci, handlarze, najemnicy podróżowali na swoich łodziach (tzw. drakkarach, knorrach), z których to często bezpośrednio rzucali się do ataku, jak było po splądrowaniu klasztoru w Lindisfarne (Anglia). Potwierdzenie tej tezy odnaleźć można w wielu przekazach opisów walk np. na południowym brzegu Bałtyku, czy podczas ataku na Paryż w IX wieku. Else Roesdahl pisze: „liczne (…) opisy walk wikingów pozwalają nam wnioskować, że (…) przeważali wśród nich piesi wojownicy. Koni używano w wojsku do celów transportowych na lądzie…”.Autorka nie wyklucza, że i Normanom zdarzało się walczyć „siedząc na koniu”, ale określa to jako sporadyczne, gdyż nawet większość podróży lądowych odbywali oni pieszo. Dodajmy, iż trudno dziwić się pieszej walce Normanów, gdy weźmie się pod uwagę górzystość i skalistość znacznych połaci Skandynawii, a także brak podstawowego pożywienia dla koni (tereny ubogie w roślinność) co nie sprzyjało rozwojowi konnej techniki walki. Inaczej Słowianie, o których wiadomo, że na każdej łodzi, która wchodziła w skład flotylli płynącej z wyprawą na Konungahelę, wieźli 44 ludzi i 2 konie. Poza tym na pieszą walkę Normanów wskazuje już ich uzbrojenie ochronne w postaci okrągłej tarczy, która trzymana była w dłoni za imacz, czyli żelazny lub drewniany pręt dzierżony w garści oraz umba, wypukłe elementy żelazne, chroniące z zewnątrz dłoń walczącego (które są najczęstszym znaleziskiem, świadczącym o używaniu tarcz). W związku z tym walczący miał zajętą lewą dłoń i nie mógł prowadzić konia. Poza tym cała konstrukcja tarczy przeznaczona była głównie do walk morskich i przybrzeżnych. Także jej kolisty kształt niedostatecznie kryłby jeźdźca. Natomiast słowiańskie tarcze z tego kresu wykonane były w całości z materiałów organicznych, bez metalowych okuć, i dzierżone były na pasach nasuwanych na przedramię tak, że dłoń pozostawała wolna i mogła prowadzić wodze. Przystosowane więc były dla konnicy. Niektórzy uważają, że tarcze okrągłe, a więc takie jakich używali wikingowie, służyły do ochrony podczas bitew morskich, podczas gdy owalne przy walkach lądowych. Faktem jest, że dość szybko upowszechniły się u Słowian tarcze kształtu migdałowatego lub owalnego, które choć na pierwszy rzut oka kojarzone mogą być z ochroną konnego, to często pojawiają się na ikonografii w kontekście wojowników pieszych. Kronikarz Saxo Gramtyk pisze, że przed samym starciem Słowianie polewali swoje tarze wodą, bowiem skóra obciągnięta na tarczach wysychała i kurczyła się od słońca, co zwiększało jej podatność na rozłupanie. Z doświadczeń wiadomo, że tarcza choćby z mokrego drzewa, mimo, że łatwiej w niej o wgniecenia, znacznie trudniej ulega rozłupaniu niż egzemplarz suchy. W swoich przekazach Ibrahim ibn Jakub donosi o mizernej jakości słowiańskich tarcz. Skąd brała się ta opinia? Tarcza często służyła jednorazowo, trudno bowiem spodziewać się, że kilka desek oprzeć miałoby się ciosowi potężnego topora bojowego, zwłaszcza zaś dwuręcznego. Prawdopodobnie więc tarcze produkowano masowo i szybko, a więc „ekonomicznie”, skoro i tak chronić miała przy pierwszym zderzeniu lub przed ostrzałem łuczniczym czy procarzy. Zdanie takie zdaje się potwierdzać najnowsze odkrycie tarczy w Szczecinie, której datacja choć dość rozciągła skłania się ku początkowi XIII wieku. Tarcza ta wykonana z sześciu deseczek drzewa olchowego ma grubość jedynie 5 mm (sic!) a o zniszczeniu czasem nie może być mowy, bowiem zachowały się malowidła na stronie zewnętrznej. Tarcza ta wpisuje się również w to co powiedzieliśmy wcześniej o braku okuć na szczytach słowiańskich, bowiem nie tylko jest ich pozbawiona, ale na stronie wewnętrznej zachował się skórzany pas – imacz. Wracając do zagadnienia walki konnej – powyższe uwagi nie sugerują tego, że Słowianie nie stawali pieszo, bowiem rzeczywiście piechota stanowiła główną masę ówczesnych armii. Poza taktyką i wymogami terenu, wpływał na to także fakt, iż utrzymanie konnicy wiązało się z bardzo wysokimi kosztami. Konnicy dostarczali więc z jednej strony możni, z drugiej formacje drużynne, skupione wokół księcia i ważniejszych władyków plemiennych. Pieszo natomiast walczyła liczniejsza grupa pieszych tarczowników i masa pochodząca z pospolitego ruszenia, ona też była słabiej kroniki Ibrahim ibn Jaqub z połowy X wieku wspomina co prawda, iż Mieszko posiada drużynę pieszą, gdyż w jego kraju gęsto porośniętym lasem, trudno się było konnicy poruszać, ale wersja owa pochodzi z XIII-to wiecznego odpisu al-Kazwiniego, nie ma natomiast tego stwierdzenia w wersji al-Bekriego, który natomiast donosi o kraju Obodrzyców Nakona, iż obfituje w konie i że stąd się je eksportuje. Obie wersje natomiast donoszą, iż książę Mieszko daje swoim żołnierzom obok odzieży i broni, także konie. Składały się na nie dwie kategorie, tj. uzbrojenie ochronne i zaczepne. Do pierwszej z nich należą hełmy (czyli rodzime „szłomy”), tarcze i pancerze, do drugiej zaś głównie miecze, topory i włócznie. W przypadku szłomów – w X wieku używanych głównie przez wojskową elitę – najczęściej używanym modelem był hełm z nosalem, tzw. stożkowy, błędnie zwany „normańskim”, gdyż dawniej łączono go głównie z północnymi wojownikami, podczas gdy był to typ używany w wielu krajach ówczesnej Europy. Piękny egzemplarz takiego hełmu znany jest z Czech i łączony ze św. Wacławem. W tym przypadku dzwon hełmu pochodzi z wieku IX, nosal zaś dodano już w wieku X i to w dodatku błędnie, bowiem w tylnej części dzwonu! W Polsce szłomy znaleziono w Jeziorze Lednickim, ale te egzemplarze pochodzą już z XI wieku. Dzwony tych hełmów wykonane mogły być z jednego elementu, co dawało znakomite walory techniczne, ale trudność ich wykonania wpływała niekorzystnie na cenę. W związku z tym produkowano tańszą, pierwotną wersję w tzw. konstrukcji żebrowej. Innym modelem szłomu, używanym w państwie pierwszych Piastów były szyszaki, tzw. szłomy typu ruskiego, zwane też „wielkopolskimi”, gdyż właśnie tam odnaleziono grupę takich hełmów. Znane ze swej pozłoty, prawdopodobnie stanowiły jednocześnie rodzaj insygnium, na który mógł sobie pozwolić wyłącznie książę i najbliższe otoczenie. Nie posiadały one zresztą tak dobrych walorów technicznych, jak hełmy stożkowe. Pancerze i kolczugi Podobnie z pancerzami. One również przypadły w udziale wyłącznie możniejszych wojownikom oraz „pancernej” części drużyny Mieszka i Mieszkowica. Najdoskonalszą formą pancerza jest oczywiście kolczuga, ze względu na swoją przewiewność i giętkość. Do innych natomiast rodzajów należy zaliczyć wszelkie pancerze złożone z przynitowanych niewielkich blaszek do skórzanego najczęściej fartucha (tzw. karaceny), w różnych konfiguracjach czy to dachówkowej, czy sąsiadującej oraz pancerze tzw. lamelkowe, czyli łączone ze sobą blaszki, lub zbrojniki skórzane pozbawione podłoża. Claude Blair, angielski znawca broni nazwał „epoką kolczugi” lata 1066-1250, gdyż dopiero wówczas stała się ona nieco powszechniejsza. Wśród Skandynawów kolczuga, czy w ogóle pancerz także nie były regułą, gdyż większość z nich walczyła bez żadnego uzbrojenia ochronnego poza tarczą. Na mniejszą ilość znajdowanych pancerzy i tarcz słowiańskich wpływa fakt, iż słowiańskie zwyczaje pochówkowe nakazywały dawać zmarłemu jedynie jego broń, a czasami elementy uprzęży konnej, a nie np. kolczugę Miecze Najważniejszą, choć nie najpowszechniejszą bronią zaczepną był oczywiście miecz. Najczęściej znajdowanymi na ziemiach polskich mieczami są te, które wg systematyki J. Petersena należą do typu „X” i pochodzą z XI wieku. Nie jest to jednak miecz typowy wyłącznie dla Polski, gdyż z soczewkowatą głowicą i dłuższym niż wcześniej jelcem używany był w wielu krajach w ciągu XI wieku. Przypadało to na okres, kiedy miecze nie były już taką rzadkością jak wcześniej, produkowano je masowo, i w związku z tym mniej starannie. Ponadto pozbawione dawnego, przebogatego wystroju, przypadły w udziale szerszym grupom wojowników, a nie wyłącznie najmożniejszym. Dawniejsze miecze, mimo wspaniałego wyglądu i wysokiej ceny były słabo wyważone i używane mogły być wyłącznie do prostych cięć, podczas gdy nowszy typ (lepiej wyważony i lepiej leżący w dłoni) nadawał się do prostej szermierki. Miecz w tym czasie stał się bardziej narzędziem, stosunkowo tanim i poręcznym, niż dziełem sztuki. Wcześniejsze miecze o sztabkowej, czy choćby wachlarzowej głowicy, lub inne typy utożsamiano ze Skandynawią i stąd błędnie nazywano je „normańskimi”, natomiast Andrzej Nadolski, najwybitniejszy polski znawca broni, twierdzi – w czym zresztą nie jest odosobniony – że w większości produkowane one były nie przez Normanów, ale w pracowniach frankońskich w Nadrenii, gdzie korzystano z wielowiekowych tradycji, sięgających jeszcze rzymskiej prowincji. Głównie (brzeszczoty) wędrowały po całej Europie i jedynie oprawa (rękojeść: głowica i jelec) dorabiana była zgodnie z miejscową modą. Wiele mieczy znanych z Polski pochodzi z importu, ale tylko część dotarła tu za pośrednictwem Skandynawów, większość natomiast bezpośrednio z zachodu Europy. Nawet na Rusi, która miała bardzo bliskie związki ze Skandynawią, większość mieczy importowanych pochodzi z Zachodu. Trzeba dodać, że i skandynawscy naukowcy przyznawali, iż miecze sporządzane na półwyspie były dużo gorszej jakości, niż frankońskie. Zwróćmy również honor słowiańskim kowalom, których wyroby były dobrej jakości, skoro zaopatrywano je w znaki producenta, co czyniono, by swoje dobre wyroby odróżnić od innych. Słowianie znali też i potrafili wyrabiać najlepszy i najdroższy rodzaj ówczesnej stali, czyli tzw. dalmacen skuwany, albo dziwer i to w różnych odmianach, a szeregu celowego stosowania odmian dowodzi relacja wybitnego uczonego arabskiego al-Biruniego z Chorezmu. Zdaniem Z. Vany Słowianie wytwarzali miecze stalowe oraz sztylety o stalowych krawędziach-ostrzach zgrzewanych z żelaznym trzpieniem, co wskazuje na znajomość u nich techniki damascenizacji już od IX wieku. Topory Słowo topór, jak pisze Aleksander Brückner w Słowniku Etymologicznym Języka Polskiego, jest prasłowiańską pożyczką z perskiego „tabar”. Wiadomo też, że topór znany był Prasłowianom (wraz z nazwą) przynajmniej od V w. i to jak twierdzi J. Pieradzka właśnie od nich broń tę mieli zapożyczyć Normanowie wraz z nazwą, która brzmi u nich „taparoex”, a pojawiają się zresztą dopiero w 1031 roku. Wielu wikingów walczyło toporem, gdyż był on wiele tańszy od miecza, a poza tym idealnie nadawał się do rozłupywania tarcz przeciwnika. Wykształciły się swoiste odmiany toporów, używane przez Normanów, jak np. tzw. „danax” – „topór duński” o symetrycznym ostrzu. Swoiste typy toporów, jak choćby typ z asymetrycznym długim ostrzem tworzącym tzw. „brodę”, wykształciły plemiona pomorskie i połabskie, dla których topór był ulubioną bronią. Włócznie Każdy woj, czy to pieszy, czy konny, i to w całej Europie, zaczynał walkę od posługiwania się włócznią, gdyż była to broń bardzo niebezpieczna i utrzymywała pewien dystans od wroga. Nadolski twierdzi, że na polu walki włócznia przeważa nad mieczem. O roli włóczni niech świadczy fakt, iż tzw. włócznię św. Maurycego podarował Chrobremu Otto III podczas Zjazdu Gnieźnieńskiego, będącą później jednym z insygniów królów polskich, a przez podniesienie włóczni wojowie słowiańscy wyrażali swoją aprobatę na wiecach, włócznia zaś wbita w słup drewniany była w Wolinie symbolem Trzygłowa. Także germański Odyn miał za swój najważniejszy symbol właśnie ową broń drzewcową. Należy pamiętać, że uzbrojenia szeregowego woja pochodzącego z pospolitego ruszenia, lub co najwyżej z „niższej” lekkozbrojnej formacji tarczowników (działających obok „pancernych” wymienianych przez źródła) nie można stawiać do porównania ze sprzętem zawodowego wojownika z wyższej warstwy społecznej. Wiele plemion chrześcijańskich walczących ze Słowianami przed walką odprawiało swoje modlitwy zaczynające je od słów…OD FURII SŁOWIAN UWOLNIJ NAS PANIE.. Kamil Bernard
Niezależnie od tego czy stwierdzimy, że „Wikingowie” to produkcja tylko bardzo dobra czy już fenomenalna, jedno nie ulega wątpliwości. Produkcja cieszy się niesłabnącą popularnością wśród wielu miłośników historii, zwłaszcza tych zafascynowanych epoką wikingów. Serial doprowadził do ogromnego wzrostu zainteresowania nie
Wikingowie to skandynawscy wojownicy, znany ze swych dalekich wypraw łupieskich, kupieckich czy osadniczych. Obecnie są jednym z ważniejszych elementów kultury o czym świadczy choćby powstanie serialu “Wikingowie”, czy stworzenie z nich bohaterów popularnej serii bajek dla dzieci “Jak wytresować smoka?” 1. Wikingowie W większości wyprawy do Zachodniej Europy byli normanowie duńscy i norwescy. Często brali w nich udział mieszkańcy dzisiejszej Szwecji południowej. Normanowie szwedzcy zaś organizowali wyprawy do ziem na wschodzie i południu. Dzięki temu docierali do Bułgarii Kamskiej, Rusi Kijowskiej, Bizancjum i Kalifatu Bagdadzkiego. 2. Pierwsi dotarli do Ameryki To wikingowie pierwsi dotarli do Ameryki. Dopłynęli do półwyspu Labrador, będącego wschodnim wybrzeżem Kanady. 3. “Wiking” Słowo “wiking” pochodzi od określenia na morskie wyprawy łupieżcze – viking. Ma jednak skomplikowaną historię. Kiedyś łączono to określenie ze staronordyckim vik czyli zatoka, lub starogermańskim vik czyli osada zastosowano określenie wicinga jako nazwy dla małej grupy pirackiej w anglosaskim poemacie z VII wieku. Jednak słowo pojawiło się wcześniej. W staroangielskim funkcjonowało wicingsceada, a w starofrancuskim witsing, które określało osadników saksońskich. Od VII wieku jednak zaczęto przypisywać je ludom skandynawskim. 4. Żeński rzeczownik viking W staronordyckim funkcjonował żeński rzeczownik viking oznaczający wyprawę zamorską. Od tego stworzony był męski rzeczownik vikingr, oznaczający żeglarza lub wojownika biorącego udział w wyprawie zamorskiej. Oba określenia odnosiły się do aktywności i osób ją podejmującą niezależnie od pochodzenia etnicznego, czy kulturowego. 5. Różne ludy różne nazwy Wikingowie wśród różnych ludów mieli różne nazwy. Niemcy nazywali ich Ascomanii czyli ludzie jesionu, od drewna, z których tworzyli łodzie, Celci Lochlannach czyli ludzie wody, a Anglosasi Dene czyli Duńczycy. Arabowie i Grecy bizantyjscy znali ich jako Rusowie lub Rhosowie, co wywodziło się od słow wiosłować, lub Roslagen co odnosiło się od regionu Szwecji skąd pochodzili. Słowianie zaś nazywali ich Waregami, co oznaczało zaprzysiężeni ludzie. 6. Epoka wikingów Epoka wikingów zwana inaczej burzą normańską trwała od 793 roku – złupienie angielskiego klasztoru na wyspie Lindisfarne – do 1066 roku – śmierć króla Norwegii Haralda III Hardraady, zwanego “ostatnim wikingiem” w bitwie przeciwko Anglosasów pod Stamford Bridge. Prawdopodobnie wikingowie ruszali na swoje wyprawy z kilku powodów. Wśród nich wyróżnia się najczęściej deficyt ziemi uprawnej spowodowany nagłym wzrostem populacji w Skandynawii, słabość najbliższych krajów – najbardziej Szkocji, Anglii i Francji, doskonalenie się technik obronnych i chęć zemsty na Frankach najeżdżających wybrzeża skandynawskie. Wikingowie byli skuteczni dzięki taktyce opartej na dużej mobilności i zwartej formacji zwanej murem tarcz. W walce posługiwali się najczęściej jednoręcznymi mieczami, toporami, włóczniami i okrągłymi drewnianymi tarczami o obitych metalem bokach. 9. Technika budowy statków Doskonale rozwinęli techniki budowy statków. Ich łodzie zwane drakkarami były płaskodenne o napędzie na wiosła, wyposażone w prostokątne żagle. Służyły przede wszystkim jako przybrzeżne, szybkie łodzie bojowe. Knorry czy inaczej knary były pełnomorskim statkami dalekiego zasięgu. Posiadali również trzeci rodzaj statków – byrdungi, którymi żeglowali w celach handlowych, głównie do portów bałtyckich. 10. Hełmy z rogami Wikingowie nie nosili hełmów z rogami. Ubierali się raczej w ciepłe i wygodne ubrania, zwykle w wiele warstw, co chroniło ich przed utratą ciepła. Ubiory bogatszych i biedniejszych nie różniły się zbytnio. Bogatsi dla zaznaczenia pozycji nosili biżuterię i ozdoby jak brosze do spinania ubrań.
Dzisiaj w Wolinie rozpoczyna się 28 Festiwal Słowian i Wikingów Wolin 2023. Zobacz program imprezy. Zapraszamy na 2 edycję tej imprezy, która rozpoczyna się już dzisiaj w Centrum Słowian i Wikingów Wolin-Jomsborg-Vineta w Wolinie. Bilety: 30zł normalny i 20 zł ulgowy.
Pomysł wybudowania małego Biskupina na Żoliborzu jeszcze rok temu wydawał się tylko szaloną wizją władz dzielnicy i grupy historycznej Jomsborg. Wczoraj burmistrz podpisał jednak wykaz o dzierżawę nadwiślańskich terenów pod gród wikingów i Słowian. Osada ma stanąć do końca roku. Będzie początkiem Żoliborskiego Parku Edukacyjno-Rekreacyjnego usytuowanego przy Wybrzeżu Gdańskim naprzeciwko Kępy Potockiej. Gród, który stanie nad Wisłą, zostanie częściowo przeniesiony z Ryni nad Zegrzem. Prowadzą go tam pasjonaci z grupy historycznej Jomsborg odtwarzającej życie i obyczaje dawnych wikingów. - Gród, który stanie nad Wisłą, będzie cztery razy większy od tego, który jest w Ryni - mówi Stanisław Wdowczyk, założyciel grupy i przywódca Jomsborczyków. Władze dzielnicy przyklasnęły pomysłowi. - Teren nadwiślański nie jest zagospodarowany, a to miejsce świetnie skomunikowane z różnymi częściami miasta - mówi burmistrz dzielnicy Janusz Warakomski. Pas Nadwiślański to 12 hektarów nieużytków. Jego północna część jest przeznaczona pod zabudowę usługową: najpewniej staną tu hotele. Południowa ma stać się osiedlem mieszkaniowym. Pomiędzy nimi leżą 4 ha terenów zielonych To tu powstanie Żoliborski Park Edukacyjno-Rekreacyjny. Dlaczego na Żoliborzu mają mieszkać wikingowie? - Plany miejscowe zakładają w tym rejonie niską zabudowę i dużo terenów zielonych. Myślę, że taka osada wpisuje się w nie i może przyciągnąć warszawiaków nad rzekę - tłumaczy wiceburmistrz Żoliborza Witold Sielewicz i dodaje, że wikingowie mocno wpisują się w naszą historię: być może byli wojownikami pierwszych książąt mazowieckich . W osadzie wikingów, która stanie tu jako pierwsza, będą dwie wieże, długi dom, kram ogrodowy, chaty historyczne i stanowiska rzemieślnicze. Wszystko z drewna i materiałów dostępnych w epoce. Całość ma być ogrodzona palisadą z sosnowych bali. W przyszłości ma powstać też słowiańskie podgrodzie. Znajdujące się na tym terenie oczko wodne grupa historyczna Jomsborg chciałaby połączyć z Wisłą. Pływałyby tędy łodzie Słowian i wikingów, w których produkcji specjalizują się fascynaci z Ryni. - To będzie świetne miejsce do prowadzenia lekcji historii dotyczących X-XI wieku - przyklaskuje pomysłowi Sielewicz. Opiekę merytoryczną nad projektem ma sprawować współpracujące już z grodem w Ryni Muzeum Archeologii w Warszawie. Dzielnica chce realizować projekt w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego: Jomsborg pokryje koszty przedsięwzięcia, będzie mogło organizować tu szkolenia i imprezy komercyjne, a dzielnica udostępni teren i doprowadzi media. Prywatne firmy mogłyby też sponsorować powstawanie kolejnych chat dzielnicy liczą, że będą tędy spacerować nie tylko warszawiacy, ale i turyści rowerowi. Właśnie tym brzegiem Wisły ma przebiegać jeden z międzynarodowych szlaków rowerowych Eurovelo. - Chcemy stworzyć w grodzie punkt informacji dla tych turystów - zapowiada burmistrz Warakomski. W planach jest organizowanie tu wielkich bitew i pojedynków historycznych, które ściągałyby fascynatów kultury Słowian i wikingów z całego świata. Trwają też rozmowy z lokalną parafią, która miałaby odtworzyć prawdziwy drewniany kościółek z obrządkiem wczesnochrześcijańskim.
Etnogeneza Słowian w polskim piśmiennictwie antropologicznym - rys historyczny Badania antropologiczne, poświęcone zagadnieniu etnogenezy Słowian, były prowadzone w Polsce od wielu lat. Próbę odpowiedzi na pytanie o pochodzenie i praojczyznę Słowian podejmowano wielokrotnie, także na gruncie antropologii fizycznej.
Archeologiczne El Dorado ostatnich lat to Janów Pomorski, Wolin, Kałdus, Pień i Dziekanowice k. Lednicy. W miejscach tych ziemia kryła zabytki, które wyjawiają nigdzie nie zapisane sekrety życia i aktywności Skandynawów na ziemiach obecnej Polski. Kontaktów było więcej, niż uczy historia. Rozpoczynają się na przełomie VIII i IX w. Wikingowie walczą wówczas za pomocą... pieniądza. - Powstają ważne ośrodki handlowe jak dawne Truso, obecnie Janów Pomorski koło Elbląga - mówi prof. Leszek Słupecki, znawca dziejów Słowian i Skandynawów. - Znaczenie tego emporium wykraczało, podejrzewam, daleko poza środowisko lokalne. Bursztynowe i srebrne depozyty, biżuteria, paciorki, pionki do gry, odważniki i fragmenty łodzi świadczą o potędze handlu i rzemiosła, które kwitło tu przed wiekami. W Bardach, w okolicach Kołobrzegu zamieszkała grupa kobiet i mężczyzn. Chowali zmarłych w nieodległym Świelubiu. Wśród ozdób złożonych przez nich w kurhanach zwracał uwagę srebrny galon i supeł - części zdobień ekskluzywnego stroju; fibule z brązu podobne do luksusowych zapinek, które na Gotlandii i w środkowej Szwecji nosiły kobiety z wyższych sfer. Przybysze mogli pochodzić nawet ze środowisk królewskich, uważają naukowcy. Dlaczego szwedzkie elity osiedliły się niedaleko Kołobrzegu? - wiele pytań pozostaje otwartych. Waleczni zbóje, żądni krwi barbarzyńcy i piraci - to najczęstsze skojarzenia dotyczące wikingów. Militarne wyczyny przesłaniają czasem inne aspekty ich bogatej kultury. Archeologia potwierdza, że byli nie tylko bohaterami wypraw wojennych, ale i ....artystami, rzemieślnikami, inicjatorami handlu, żeglarzami i odkrywcami nowych lądów. Zaskakiwali swą mobilnością. Długie łodzie jednego roku przecierały szlak do Bizancjum, w kolejnym widziane były u wybrzeży Grenlandii. Wspólnie wojowali i żyli Braterstwo krwi Normanów i Słowian przypada na wiek X i XI. Wówczas przybysze z Północy zapuścili się w głąb lądu. Rozwijające się państwo Polan potrzebowało silnej armii. Wikingowie służyli w wojsku pierwszych Piastów. Obecność ta nie musiała wynikać wyłącznie z relacji: ja cię najmuję, ty płacisz, ale rozgrywała się na płaszczyźnie czysto towarzyskiej. - Wybitni wojownicy ze Skandynawii służyli na dworach władców, szkoląc zapewne polskie oddziały - mówi dr Michał Kara z Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk w Poznaniu. - Zamieszkiwali w centrach politycznych Polski oraz w strategicznych grodach na granicy. Żeniąc się ze Słowiankami, wtapiali się w miejscowe społeczeństwo. Nie musieli stanowić licznych grup, gdyż najważniejsze było ich bojowe doświadczenie. Powierzane im były odpowiedzialne zadania wojskowe. Skandynawską broń odkryli archeolodzy w Luboniu i Łubowie w Wielkopolsce. Militaria wikingów kryła też ziemia w Lutomiersku pod Łodzią. Miecze, topory, groty strzał i włócznie, które wyszły z warsztatów mistrzów Północy, przechowywane są w Muzeum Archeologicznym w Poznaniu. Na Ostrowie Lednickim prezentowana jest największa wystawa uzbrojenia wikingów w Europie z X-XI w. Kolekcja została wyłowiona z dna jeziora, w miejscu przeprawy. Badacze przypuszczają, że na mostach doszło do krwawej walki. Skandynawscy i polscy wojownicy bronili wyspy przed armią czeskiego księcia Brzetysława w 1038 r. Nie tylko pola bitew, ale i groby kryją cenne informacje. Wielkie nadzieje rozbudziło odkrycie dwóch pochówków w Dziekanowicach koło Ostrowa Lednickiego. - Utrzymane były w obrządku północnoeuropejskim, co wyróżniało je na tle kilku tysięcy miejscowych grobów z tego miejsca - mówi Jacek Wrzesiński, archeolog z Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy - Taki rytuał pogrzebowy charakteryzował Skandynawię przełomu X i XI w. W ten sposób mogli zostać pogrzebani wikingowie! Zgodnie z tradycjami skandynawskimi chowani byli też zmarli w miejscowości Sowinki na obrzeżach Poznania oraz w Łubowie niedaleko Lednicy, w Pniu oraz Kałdusie na Ziemi Chełmińskiej. Komory grobowe przybyszów z Północy zawierały luksusowe wyposażenie, w tym drewniany talerz wykończony pozłacanymi okuciami z brązu. W Ciepłem koło Gniewu badacze natrafili na mogiły kobiet i mężczyzn z najwyższych warstw społecznych. Złożeni zostali w trumnach z metalowymi obiciami, a na ostatnią drogę wyposażeni w prawdziwe skarby: kolię ze złotymi i srebrnymi zawieszkami, paciorki z karneolu i kryształu górskiego, z zapięciami ze srebrnych płytek. W jednym z grobów leżał mężczyzna z atrybutami wojownika - mieczem i włócznią oraz jeźdźca: ostrogą, strzemieniem i wędzidłem. Obok ciała położono małą wagę z odważnikami. Czy był uzbrojonym kupcem skandynawskim , czy też kupcem - wojownikiem? - głowią się naukowcy. Jedno nie ulega wątpliwości: "Przedstawiciele elit wojowniczych z Północy weszli tu w układy ze słowiańskimi elitami chcącymi wykorzystać ich doświadczenia, które na pewno nie były ograniczone tylko do spraw militarnych" - stwierdza Władycław Duczko w dziele "Salsa Cholbergiensis" . Miłość na najwyższym szczeblu Kontakty nawiązywane były także na szczycie społecznej drabiny. Piastowscy i skandynawscy władcy zawiązywali pomiędzy sobą związki dynastyczne. Księżniczka Świętosława, córka polskiego księcia Mieszka I, a siostra Bolesława Chrobrego poślubiła, w 983 r., Eryka Zwycięskiego, szwedzkiego króla. Z tego związku narodził się Olof Skötkonung, który w wieku zaledwie 12 lat zasiadł na tronie. Piastówna, po śmierci pierwszego męża, dzieliła łoże z jeszcze jednym znakomitym Normanem - Swenem Widłobrodym, władcą Danii. Na świat wydała pięcioro potomków, w tym Kanuta Wielkiego, króla Anglii i Danii, który zasłynął jako twórca imperium Morza Północnego. Żona dwóch królów i matka dwóch królów została wypędzona z królestwa około 1002 r. Dopiero po śmierci męża w r. 1014 mogła liczyć na pomoc syna. Kanut - zdobywca Anglii sprowadził ją do siebie. Inny królewski związek stał się kanwą sagi - gatunku średniowiecznej skandynawskiej literatury. Czytamy w niej, że pogrobowiec - syn Trygvy, Olaf poślubił Geirę, córę samego króla Búrizleifa, bohatera utożsamianego przez niektórych badaczy z Bolesławem Chrobrym. Romans sprzed 1000 lat relacjonuje wielka saga zwana "Krąg świata", traktująca o historii królów Norwegii. Utwór opiewa życie i czyny wodza Olafa Trygvasona. Jarl był wychowywany na Rusi. Szybko sprzykrzył mu się osiadły tryb życia i już w wieku 12 lat miał podjąć pełen niebezpieczeństw żywot wikinga. Ostry wiatr pognał żeglarza do brzegów Wendlandii - nazywanej tak przez Skandynawów krainy Słowian, w 982 r. Gdy dowiedziała się o tym księżniczka Geira, zapragnęła ujrzeć przybysza. Norweski królewicz przyjął zaproszenie. Miłość od pierwszego wejrzenia połączyła obojga. Namiętny związek przerwała jednak śmierć księżniczki. Wdowiec wyruszył na wiking, topiąc ból we krwi wrogów. W 995 r. został królem Norwegii. Chociaż Olaf jest postacią historyczną, to badacze nie mają wątpliwości, że jego związek ze słowiańską królową jest tylko piękną baśnią. Dramatyczne losy królowej Geiry nie tworzą jedynej opowieści o wspólnocie wikingów i Słowian. Teksty sag, podobnie jak rola przybyszów z Północy w naszej historii są niemal nieznane. Ich pobyt w państwie Polan był przed II wojną i za czasów PRL-u tematem politycznie niewygodnym. Obecność ludów germańskich na ziemiach polskich wykorzystywano do poparcia nacjonalistycznych tez. - Dziś otwarcie mówimy o partnerstwie Normanów i Słowian. Spojrzeliśmy odważniej na sprawę. - tłumaczy Jacek Wrzesiński. - Dawniej odkryciom towarzyszył strach przed dominującą pozycją Skandynawów. Obecne przewartościowanie jest konsekwencją postępu badań. Legendarny Jómsborg i kompas słoneczny Czasy się zmieniły i wikingowie są znów na topie. Fascynacja ich kulturą schodzi pod strzechy. Festiwale wczesnośredniowiecznych odtwórców historii przeżywają oblężenie. Wikińskie imprezy słyną zarówno z krwistych pokazów walk, jak i rzemiosła. Na jedną z najsłynniejszą imprez w Europie - do Wolina przybywa co roku około 1,5 tysiąca uczestników. Wyspiarska stolica bywa utożsamiana z legendarnym Jómsborgiem - warownym obozem, w którym przed 1000 lat żyło elitarne bractwo Normanów. Byli zdyscyplinowaną męską wspólnotą, rządzącą się własnym kodeksem honorowym. Koszary drużynników opisuje "Jómsvikingasaga" napisana na przełomie XII/XIII w. na dalekiej Islandii. Niektórzy badacze podkreślają, że to wyłącznie źródło literackie, inni doszukują się w baśniowej wizji ziaren historycznej prawdy. Jómsvikingowie osadzeni tu z woli Bolesława Chrobrego mogliby pomagać polskiemu władcy kontrolować Wolin - największy ówczesny port nad Bałtykiem. Jednym z założycieli Jómsborga miał być, przybyły z Walii, jarl Pálna-Tóki, który wraz ze swymi ludźmi zbudował potężnie umocniony gród. Do miasta należał port, do którego mogło wpłynąć trzysta sześćdziesiąt okrętów. Wejścia broniły żelazne wrota. Dzielnością wśród jómsborczyków zasłynął Olaf Trygvason - kochanek księżniczki Geiry i władca Norwegii. Po wielu latach od śmierci żony, przybył powtórnie do Jómsborga - mówi epos - szukając pomocy wśród dawnych towarzyszy przeciwko sojuszowi królów Danii i Szwecji. Wracając z posiłkami w roku 1000 napotkał połączone floty wrogich władców. Wywiązała się Bitwa Trzech Króli. U boku norweskiego władcy walczył niezrównany łucznik Einar. Rzecz niecodzienna - pękła mu cięciwa łuku. Wtedy miał powiedzieć: "Tak to, o królu rozpadło się twoje królestwo!" Olaf zginął. Z kart historii zniknęli też jómsvikingowie, którzy zdradzili w decydującym momencie bitwy. Tradycja utożsamiania Wolina z Jómsborgiem przetrwała. Od wieków toczy się spór, gdzie leżał legendarny Jóm i czy można go identyfikować z Wolinem. - Dziś posiadamy nowe argumenty przemawiające za tym, aby legendarną siedzibę wikingów wiązać z Wolinem. Opieramy się na wynikach badań z najnowszych wykopalisk - stwierdza dr Błażej Stanisławski przez wiele lat prowadzący wykopaliska w Wolinie. - Odkryliśmy tu broń, pionki do gry w "Królewski Stół" - ulubioną rozrywkę wikińskich wojowników; biżuterię, naczynia z kamienia importowane z Norwegii, fragmenty wraków łodzi, tabliczkę z napisem runicznym, amulety - atrybuty skandynawskich bogów Thora i Vidara oraz inne zabytki z symbolem boga Odyna. Wszystkie znaleziska pochodzą ze schyłku X i początku XI w., co prawie idealnie odpowiada czasowi wydarzeń opisanych w sadze. Ozdobą kolekcji są przedmioty zdobione w stylu Borre sztuki skandynawskiej, który był charakterystyczny dla wikingów żyjących w koloniach poza ojczyzną. Niezwykłe zabytki ornamentowane w stylu Ringerike i Mammen były przeznaczone dla elit skandynawskiej społeczności. Wydobyte z ziemi ozdobne rękojeści noży, łyżki, figurki łbów smoków skłaniają ku hipotezie, że w Wolinie działali w u schyłku X w rzemieślnicy ze Skandynawii, którzy stworzyli tu własną szkołę artystyczną. Wyroby ich rzemiosła są podobne do dzieł tworzonych na wikińskiej wyspie Mann. Badacze przypuszczają więc, że uzdolnieni artyści przybyli znad Morza Irlandzkiego, tak samo jak jómswikingowie. Żaden z wolińskich skarbów nie może się jednak równać ... drewnianemu dyskowi odkrytemu przed 6 laty. - Jest to najprawdopodobniej kompas słoneczny, dzięki któremu wikingowie mogli żeglować przez ocean - tłumaczy Stanisławski. - To jedyny na świecie zachowany w całości okaz. Drugi - zniszczony został odkryty w 1948 r. na Grenlandii. Leif`Erricson, który odkrył Amerykę na 400 lat przed Kolumbem mógł kierować się wskazaniami takiego właśnie przyrządu nawigacyjnego. Dla badaczy Wolin pozostaje jednak słowiańskim miastem, w którym przez pewien okres zamieszkiwała silna grupa Skandynawów. Bogactwo zabytków jest pozostawionym przez nich śladem. W wykopach i pracowniach archeologów rodzi się świat równie fascynujący jak w poezji skaldów. Normanowie, którzy łupili Europę, stawali w pełnym rynsztunku, by bronić państwa Polan. W czasach pokoju żyli za pan brat z naszymi przodkami, produkując piękne przedmioty, niedościgniony wzór dla współczesnych jubilerów. Naszym wyborem jest, czy przyjmiemy pełnowymiarowy obraz wojów Północy czy też ulegniemy stereotypowi wikinga "z rogami" na hełmie… Autorzy zdjęć: J. Orłowska-Stanisławska B. Stanisławski Według eksperta O obecności i znaczeniu wikingów w państwie pierwszych Piastów opowiada prof. dr hab. Leszek Słupecki z Instytutu Historii Uniwersytetu Rzeszowskiego, wybitny badacz dziejów wczesnośredniowiecznych Słowian i Skandynawów. - Kiedy wikingowie pojawili się na ziemiach polskich?- Można mówić o dwóch falach pojawienia się wikingów na południowym wybrzeżu Bałtyku. Podczas pierwszej z nich przypadającej na VIII i poł. IX w. powstają emporia wikińskie, czyli osady handlowe. Jednym z największych jest duńskie Hedeby u nasady Półwyspu Jutlandzkiego. Ważnym strategicznym punktem jest dawne Truso, czyli dzisiejszy Janów Pomorski koło Elbląga. W tym ośrodku na ziemi Prusów kwitł handel. Do tego emporium dotarł słynny podróżnik i kupiec anglosaski Wulfstan, podążając wikińskim szlakiem. Podejrzewam, że ów targ odgrywał rolę nie tylko w wymianie lokalnej, ale i dalekosiężnej – prowadził do Rzeszy Wielkomorawskiej. - W jaki sposób wikingowie podróżowali najchętniej, zakładając osady, handlując i walcząc?- Przede wszystkim wodą. Wykorzystywali stare szlaki rzeczne płynąc na przykład w górę Wisły do Krakowa i Wielkich Moraw. Pokonywali też morza i oceany. - Kiedy do Polski pierwszych Piastów przybyła „druga fala” wikingów? - Skandynawowie zaczęli ponownie napływać od początku X w. Można to dobrze prześledzić na przykładzie Wolina. Było to potężne miasto słowiańskie w dorzeczu Odry, w którym osiedliła się silna grupa Skandynawów. Liczne ślady ich obecności pojawiają się podczas wykopalisk archeologicznych. - Podczas, gdy cała Europa drżała przed krwiożerczymi barbarzyńcami, Normanowie poddawali się rozkazom władców piastowskich...- Rozkwit państwo Polan datujemy na lata 40. X w. Było to państwo bardzo ekspansywne, potrzebujące walecznej i lojalnej drużyny. Skandynawowie byli chętnie widziani na polskim dworze. Służyli w armii Mieszka I i Chrobrego, z odsieczą przyszli też Kazimierzowi Odnowicielowi. - Dawniej popularny był pogląd, że to wikingowie założyli państwo polskie i że drużynę Mieszka zdominowali Drużyna Mieszka była drużyną Polan, nie Skandynawów. Wikingowie stanowili jednak jej część. - Jaki status mieli przybysze z Północy w piastowskim państwie ? - Od najpospolitszych wojowników po czempionów! Angażowani byli wyborowi wojownicy, tacy „rębajłowie”. Nieliczne ślady wskazują też na znamienitych gości, którzy przybywali tu ze swoją drużyną. Cieszyli się statusem najwyższych dostojników i dowódców. Możny ród Awdańców pochodził ze Skandynawii. Etymologia ich nazwiska wywodzi się od skandynawskiego słowa „audr”, czyli „skarb”. Mężowie tej familii zachowali tradycję nadawania imion skandynawskich. Innym przykładem jest komes Magnus – imiennik norweskiego króla – grododzierżca wrocławski. - Jest Pan znanym badaczem sag. Czy te awanturnicze eposy – baśnie można traktować na poważnie? - Traktuję je jako legendę, która mogła być odzwierciedleniem jakiejś rzeczywistości.
Jak się nazywa słowiański bóg słońca i ognia i jak się nazywał czczony przez Słowian pogański bóg władający burzami.. Question from @Tomaszwojnowsk - Szkoła podstawowa - Historia
W wielu skandynawskich sagach i wierszach skaldów zachowały się opisy wypraw wikingów na Europę Zachodnią oraz na Ruś. Jednak tuż pod nosem wikingów były przecież ludne ziemie Słowian Bałtyckich, którzy – co warto przypomnieć – zamieszkiwali także tereny dzisiejszych północnych Niemiec, aż po Danię (co ciekawe, tereny za Odrą – w tym i dzisiejszy Berlin, czyli mniej więcej dawna NRD – także zamieszkiwany był przez plemiona słowiańskie). Dlaczego w takim razie w sagach skaldów nie ma w równej mierze z opisami zmagań w Europie Zachodniej czy na Rusi nic o bohaterskich walkach wikingów ze Słowianami? Może dlatego, że ziemie Słowian były biedne i zacofane gospodarczo? Nic bardziej mylnego. Właśnie najbardziej ludne i bogate miasta strefy bałtyckiej leżały na słowiańskich ziemiach: Wolin, Szczecin, Kołobrzeg, Stargard, Lubeka i wiele innych. Co więcej, warto dodać, iż w tych miastach mieszkali także kupcy skandynawscy. Po wnikliwym przewertowaniu skandynawskich ksiąg możemy doszukać się jedynie kilku opowieści o walkach wikingów ze Słowianami, w których to Skandynawowie mieli przewagę nad Słowianami. Dlaczego o zwycięstwach wikingów mówi jedynie kilka przekazów? Odpowiedź jest prosta. Gdyby powstało więcej wierszy skaldów o walkach ze Słowianami, musiałyby one opisywać zwycięstwa naszych przodków i sromotne klęski wikingów. Opisy tych walk zachowały się w źródłach skandynawskich i niemieckich. Okazało się, że owszem, wikingowie wyprawiali się na ziemie słowiańskie, jednak zawsze wiązało się to z szybką odpowiedzią atakowanych, którzy z kolei bezlitośnie łupili ziemie Danii i Szwecji. Zdobycie serca Skandynawii Jedną z największych wypraw Słowian na ziemie Wikingów było w 1135 r. zdobycie dużego portu Konungaheli (dzisiejsza Szwecja), jednak warto dodać, że nie jest to port na południu Szwecji tylko na zachodnim wybrzeżu półwyspu (polecamy mapę). Konungahela była sercem Skandynawii. Tutaj złożone były relikwie Krzyża przywiezione z Ziemi Świętej przez Sigurda Krzyżowca. Miasto było też miejscem zjazdów skandynawskich królów. Stąd zresztą jego nazwa: wikiński król to „konung”, a „hel” znaczy tyle co hala, dwór. Ze względu na położenie na pograniczu Danii, Norwegii i Gotlandii Konungahela od X w. była jednym z najważniejszych portów handlowych północy. I na takie miasto nie bali się uderzyć Słowianie. Flota księcia Racibora przepłynęła aż 300 mil, zanim dotarła do celu. Według średniowiecznych źródeł liczyła ona ok. 650 okrętów i nawet 30 tys. wojów, w tym ok. tysiąca jezdnych. Jezdnych? Tak. Słowiańska łódź-korab mieściła 44 ludzi i 2 konie. Tym sposobem każda słowiańska wyprawa dysponowała grupą „komandosów” na koniach od zadań specjalnych. Słowianie najpierw zwyciężyli Skandynawów w bitwie pod grodem, a następnie w nocy z 9 na 10 sierpnia 1135 r. zdobyli port. Konungahela po dokładnym złupieniu została spalona. Pomorzanie do kraju wrócili z tysiącami jeńców i bogatymi łupami. Tak wspomina to wydarzenie Snorri Sturluson w swojej sadze: „Racibor i jego zwycięskie wojska ustąpiły i powróciły do Slavii, a wielka liczba ludu, który wzięty był w Kungahelli, potem długo żyła u Słowian w niewoli (…)”. Przed „meczem o wszystko” ze Szwecją na EURO 2020 Wyprawą na Konungahelę dowodził książę pomorski Racibor, znany też jako „król morski”. Był on lennikiem polskiego władcy Bolesława Krzywoustego, a jego flota siała postrach na Bałtyku. Zarządzał niezwykle bogatą w owych czasach krainą zamieszkaną według różnych szacunków przez ponad pół miliona mieszkańców skupionych głównie w Szczecinie i na wyspie Wolin. Uderzenie w serce Skandynawii miało wzbudzić postrach wśród tamtejszej ludności i być „wiadomością” dla króla Danii, który knował w tym czasie z Niemcami przeciw Pomorzu i Bolesławowi Krzywoustemu. Miała to być też demonstracja siły i czytelny komunikat, że ze Słowianami zadzierać nie warto. Krótko mówiąc, była to obrona poprzez atak, który przyniósł pożądany efekt. Może warto ze zmagań naszych przodków ze Skandynawami wyciągnąć wnioski. Zwłaszcza przed „meczem o wszystko” ze Szwecją na EURO 2020. W końcu nie taki wiking straszny, jak go malują…
Wikingowie. Nieustraszeni wojownicy, postrach nadmorskich krain. Odkrywcy i grabieżcy. Co pokonało ich kulturę i społeczeństwo? Naukowcy snują wiele różnych teorii, więc dzisiaj zapraszamy Was do odkrycia, dlaczego Wikingowie nie wyginęli w tradycyjny sposób, ale ich historia przeszła drastyczną transformację. Odpowiadając na pytanie, dlaczego wikingowie upadli, przyjrzyjmy się
Kategoria: Średniowiecze Data publikacji: Pożoga przyszła z północy. W wojnie, która miała przesądzić o losach państwa Piastów wziął udział nawet przyszły król Norwegii. „Nie było lekkie dla Lechitów prawo wojny” – odnotowano w skandynawskich pieśniach. I nie dałoby się ująć rzeczy trafniej. Było lato 1030 roku i czarne, burzowe chmury zbierały się nad głową polskiego króla Mieszka. Kolejni wywiadowcy przynosili coraz to bardziej niepokojące wieści. Władca Niemiec Konrad wezwał pod broń niemal nieprzebrane hufce rycerstwa. Jednocześnie do walki gotował się też ruski książę Jarosław Mądry. Wizja pierwszego rozbioru Polski – uknutego przez zazdrosnych braci Mieszka, Bezpryma i Ottona – już wkrótce miała zostać przekuta w rzeczywistość. Pierwsze błędy Mieszka Zagrożenia wypatrywano na dwóch rubieżach kraju, oddalonych od siebie o niemal osiemset kilometrów. Mieszko nie miał wystarczających sił, by skutecznie bronić obydwu granic. Nie mógł też liczyć na to, że po rozprawieniu się z jednym z przeciwników zdoła przerzucić siły na przeciwległy front. Nawet konno i w pośpiechu żołnierze potrzebowaliby przynajmniej dwóch tygodni, by przebyć dystans dzielący odcinki walk. Trzeba było podjąć trudne decyzje. Wikingowie nacierali na Polskę tak, jak Rollo na Francję. Kadr z serialu „Wikingowie”. Mieszko był w rozterce. Brakowało mu dobrych doradców, a biegłą politycznie żonę dopiero co odprawił, wyżej od niej stawiając nałożnicę. Wreszcie zdecydował, że większe zagrożenie stanowi Konrad. Obstawił wojskami zachodnią granicę, za Bugiem zostawiając tylko symboliczne siły. Żołnierze byli głodni walki. Mijały jednak tygodnie, a oni wciąż trwali bezczynnie na posterunku. Wreszcie nadeszła wiadomość, że przegrali. I to bez oddania choćby jednego strzału z łuku. Mieszko II postawił los państwa na jedną kartę. Niestety, niewłaściwą… (źródło: domena publiczna). Konrad w ostatniej chwili zmienił plany. Dokładnie w czasie, gdy koncentrował swoje armie, doszło do nagłej eskalacji konfliktu na granicy niemiecko-węgierskiej. Madziarski król Stefan już od kilku lat wysuwał absurdalne roszczenia wobec całej Bawarii. Twierdził, że niemieckie księstwo mu się należy, bo przecież poślubił siostrę zmarłego cesarza Henryka. Wreszcie od słów przeszedł do czynów. Granica zapłonęła. I Konrad najwidoczniej doszedł do wniosku, że Węgrzy bardziej od Polaków zasługują na jego uwagę. Zebrane już armie zamiast do Wielkopolski poprowadził do Kotliny Panońskiej. Mieszko nawet jednak nie zdążył odetchnąć z ulgą. Kiedy jego wojownicy trzymali wartę na zachodzie, czekając na wroga, który rozpłynął się niczym nocna mara, Jarosław uderzył na polski Bełz. Niemal bez walki zajął gród i cały podległy mu region. Polski król niewątpliwie podjął desperacką próbę ratowania sytuacji. Gdy jednak wraz z drużyną przedarł się przez cały kraj, na kontrakcję było już zwyczajnie za późno. Rusowie dawno zdążyli obsadzić polskie fortece i teraz otwarcie szydzili z piastowskich wojowników. Zobacz również:Bzdurne mity o wikingach. Czy Ty również wciąż w nie wierzysz?Czy wojownicy Bolesława Chrobrego brali udział w inwazji na Anglię?Sztuka wojny Chrobrego. Gdzie krył się sekret morderczej skuteczności największego polskiego zdobywcy? Przeciw Polsce Chrobry i wikingowie Nastroje w armii Mieszka były minorowe. Wojownicy Jarosława rwali się tymczasem do kolejnej bitki. Zajścia z 1030 roku można było uznać za porażkę skleconego przez Bezpryma paktu. Nie doszło przecież do planowanego, dwustronnego uderzania na Polskę. Ale można też było przymknąć oko na narosłe trudności i przyjąć, że to była po prostu próba generalna. I to próba przyjęta przez widownię prawdziwą burzą oklasków… Minął kolejny rok i polski król byłby gotów przysiąc, że trapi go najgorszy z możliwych przypadków déjà vu. Sytuacja powtórzyła się co do joty. Konrad znów stanął zaraz za polską granicą. Rusowie na nowo koncentrowali armie… Jeśli coś uległo zmianie, to skala problemów. Jarosław tak bardzo zapalił się do wojny, że aż zawarł sojusz ze swym największym wrogiem – bratem Mścisławem, z którym toczył jeszcze do niedawna trudne walki o władzę nad Rusią. Teraz Mścisław – noszący, nomen omen, przydomek Chrobry – zgodził się dołączyć do inwazji na Polskę. W ruskich szeregach były też setki wikińskich żołdaków. Największych awanturników i najgroźniejszych wojów tej epoki. Jak widać na powyższym malunku, Włodzimierz Wielki miał wielu synów. Szczególną rolę w wydarzeniach 1031 roku odegrało aż dwóch z nich – nie tylko Jarosław Mądry, ale i Mścisław Chrobry. Fragment fresku z kremlowskiej Komnaty Graniastej z przełomu lat 1881/82 (źródło: domena publiczna). Kraj wzięty w trzy ognie Mieszko czuł, że pali się pod nim tron. A niechętne pomruki wątpiących w jego talenty wojowników w żadnym razie nie poprawiały sytuacji. Miotał się jeszcze, szukając wyjścia z matni. Obstawienie silnym wojskiem tylko jednej granicy nie pomogło. Tym razem podzielił więc siły. I to nie na dwie, ale chyba wręcz trzy części. Spektakularny sukces Jarosława ośmielił też innych wrogów Polski. Groźne pohukiwania docierały przede wszystkim z Pragi. I Mieszko nie mógł mieć pewności, czy czasem rządzący tam Ołdrzych Przemyślida nie postanowi dołączyć do walki, kiedy Niemcy i Rusowie już wezmą państwo Piastów w kleszcze. Walki mogły rozgorzeć w niemal dowolnym miejscu na ciągnącej się przez setki kilometrów granicy. Mieszko obstawił każdy z potencjalnych punktów zapalnych. W tym celu był zmuszony ogołocić z garnizonów całe centrum państwa. To też zresztą niewiele pomogło. Jego oddziały w żadnym miejscu nie przedstawiały się naprawdę groźnie. I nigdzie nie dawały nadziei na skuteczne przyjęcie walnego uderzenia. Mieszko w odwrocie 16 września 1031 roku Konrad na czele armii opuścił Belgern nad Łabą. Pociągnął w stronę Budziszyna i jak się zdaje… zajął go właściwie bez walki. Siły Mieszka unikały konfrontacji. W rocznikach i kronikach nie wspomina się o żadnej wielkiej bitwie. Najwidoczniej doszło więc tylko do symbolicznych potyczek. Polacy cofali się aż do granic Śląska, wystawiając na pastwę Niemców wszystkie te ziemie, o które przez dwie dekady bił się Bolesław Chrobry. Całe Milsko i Łużyce. I to wcale nie był żaden chytry wybieg. Mieszko nie planował zwodzić wroga, licząc, że ten zmęczy się długim marszem, a choroby i dezercje przetrzebią jego siły. Zwyczajnie nie miał na to czasu. Minęły jakieś dwa tygodnie i polski król poprosił o pokój. Liczył, że zdoła rozbroić kryzys, zanim ten wejdzie w decydującą fazę. A więc: zanim wkroczą Rusowie. Władca Kijowa sparzył się już raz na sojuszu z Niemcami i przy tej okazji wyraźnie zwlekał z rozpoczęciem ataku. Zupełnie jak Stalin. Też we wrześniu, tyle że 1939 roku. Mieszko był gotów na właściwie dowolne ustępstwa. Przystał na zwrot każdej ze zdobyczy ojca, narażając się na gniew starej gwardii. Zgodził się też oddać wszystkie łupy zwiezione parę lat wcześniej z Saksonii, mimo że ten warunek groził rebelią młodszych członków drużyny. Ludzi, którzy właśnie za sprawą przeklętej ekspedycji na niemieckie pogranicze zbili fortuny. Jarosław Mądry wyraźnie zwlekał z rozpoczęciem działań wojennych, czekając na niemiecki ruch. Zupełnie, jak 900 lat później zrobił to Józef Stalin. Na zdjęciu rekonstrukcja twarzy wielkiego księcia, wykonana w 1939 (!) roku przez antropologa Michaiła Gierasimowa (fot. Shakko, lic. CC BY-SA Wystarczyło kilka dni negocjacji, by reputacja króla została zupełnie zszargana. Mieszko wiedział, jak ciężkie czekają go teraz boje z wewnętrzną opozycją. Był jednak skłonny stawić jej czoła, jeśli miałoby to oznaczać, że uratuje tron. Jego nadzieje nie doczekały się spełnienia. Ledwie cesarz zawrócił do swojego państwa, a ruszyła inwazja ze wschodu. Ostatni wielki wiking Siły Jarosława weszły w Polskę jak w masło. Książę Kijowa miał po swojej stronie tysiące żołnierzy. W jego szeregach walczył nawet przyszły król Norwegii. Awanturnik imieniem Harald, który w kolejnych latach wsławi się jako dowódca wareskich armii Konstantynopola. Autorzy sag będą opiewać jego zbrojne sukcesy w walkach nad Morzem Czarnym, na Sycylii, w Azji Mniejszej. Jeśli wierzyć legendom, Harald zapuści się nawet do Ziemi Świętej. Wreszcie z olbrzymimi skarbami powróci do Skandynawii i zasiądzie na tronie jako jeden z najbardziej surowych i bezwzględnych władców tej epoki. Potomni będą go nazywać „Piorunem Północy”. Historycy natomiast – ostatnim z wielkich wikińskich królów. Czy też nawet: ostatnim wielkim wikingiem. Harald Hardrada nawet na witrażu katedry w Kirkwall wygląda srogo. Nic dziwnego, że zasłużył na miano ostatniego wielkiego wikinga (fot. Colin Smith, lic. CC BY-SA Nim jednak Harald Hardrada osiągnął to wszystko, jako młodzieniaszek bił się z Polakami. Do boju stanął wspólnie z innym zawadiaką z Północy, Eilifem. Po latach anonimowy bard wspominał: „Dwaj wodzowie, gdzie Eilif, tam Harald, razem stroili na kształt kła bojowy szyk. Wschodni Wendowie wzięci zostali w kleszcze”. A na koniec krótkiego wiersza dodał jeszcze jakże znamienne podsumowanie: „nie było lekkie dla Lechitów prawo wojny”. Oddziały żądnych krwi i łupów wikingów z łatwością przełamały opór przygranicznych garnizonów. Dalej natomiast już zwyczajnie nie miał się kto bronić. Grody były puste, bramy ogołocone ze strażników. To już nie była wojna, ale triumfalny pochód. Do Bezpryma i Ottona dołączali ich dawni dworzanie, słudzy i żołnierze. Nie brakowało też dezerterów, do reszty wątpiących w zdatność Mieszka do rządzenia. Ofensywa ruszyła w połowie października. Nie minął nawet miesiąc, a Bezprym był już pod Poznaniem. Mieszko usiłował związać siły wroga, ale zastępy krzepkich wikingów spychały niedobitki jego wojska coraz dalej na południe. Nie był w stanie wycofać się na Węgry – Rusowie zagrodzili mu drogę. Z przymusu przekroczył granicę z Czechami. I liczył na to, że stary Ołdrzych, od niedawna wyraźnie skłócony z cesarzem Konradem, okaże mu choć odrobinę wyrozumiałości. Wybrana bibliografia: J. Banaszkiewicz, „Lestek” (Lesir) i „Lechici” (Lesar) w średniowiecznej tradycji skandynawskiej, „Kwartalnik Historyczny”, t. 108 (2001). J. Bieniak, Polska elita polityczna XII wieku, „Społeczeństwo Polski Średniowiecznej”, t. 10 (2004). D. Borawska, Kryzys monarchii wczesnopiastowskiej w latach trzydziestych XI wieku, Warszawa 2013. P. Grierson, Harold Hardrada and Byzantine Coin Types in Denmark, „Byzantinische Forschungen”, t. 1 (1966). T. Grudziński, Uwagi o genezie rewolucji w Polsce za Kazimierza Odnowiciela, „Zapiski Towarzystwa Naukowego w Toruniu”, t. 18 (1953). G. Labuda, Mieszko II król Polski (1025–1034). Czasy przełomu w dziejach państwa polskiego, Poznań 2008. G. Labuda, Utrata Moraw przez państwo polskie w XI wieku, [w:] Studia z dziejów polskich i czechosłowackich, t. I, red. E. Maleczyńska, K. Maleczyński, Wrocław 1960. M. Matla-Kozłowska, Pierwsi Przemyślidzi i ich państwo (od X do połowy XI wieku), Poznań 2008. A. Pospieszyńska, Mieszko II a Niemcy, „Roczniki Historyczne”, t. 14 (1938). Richards, Viking Age England, London 2004. J. Sochacki, Stosunki publicznoprawne między państwem polskim a Cesarstwem Rzymskim w latach 963–1102, Słupsk–Gdańsk 2003. B. Śliwiński, Bezprym. Pierworodny syn pierwszego króla Polski (986–zima/wiosna 1032), Kraków 2014. Zobacz również
ktnI8. chx8lciq3c.pages.dev/334chx8lciq3c.pages.dev/172chx8lciq3c.pages.dev/88chx8lciq3c.pages.dev/126chx8lciq3c.pages.dev/314chx8lciq3c.pages.dev/132chx8lciq3c.pages.dev/294
wikingowie bali się słowian